Xmas in Oakland.


To były cudne święta. Z pachnącą choinką, pysznymi potrawami robionymi przez mamę i tatę, pełne ciepła, rodzinne i wesołe. Lepienie łańcucha miało elementy terapii zajęciowej. Lepienie pierogów i praca zespołowa przy ich gotowaniu - mistrzostwo świata. Bezapelacyjnie przepyszna kapucha z grochem babci. Cynamonowe ciasteczka na choince i wspaniałe prezenty. Idealnie. Idyllicznie. I nikt w domu nie zapomniał o co chodzi w tych świętach. 














Przygotowania były jednak najważniejsze. Warto było zrywać się w ciemnościach, żeby zdążyć dojechać do centrum na 6.30 i stanąć wśród innych zaspanych ludzi stojących ze świecami w ręku. Tryb nocny u Dominikanów robi niesamowite wrażenie estetyczne, już pomijając wszelkie wrażenia duchowe, których nie sposób opisać. 

Nowym doświadczeniem była utrata głosu. Najciekawsze było chyba to, gdy próbowałam komunikować się z ludźmi w codziennych sytuacjach. Nieznajomi okazywali się być niesamowicie życzliwi i pomocni, a znajomi bardzo szybko się przyzwyczaili do konspiracyjnego szeptu. Na szczęście głos odzyskany i nie muszę już pisać na klawiaturze telefonu, że chcę kupić kawę albo bilet, bo mnie nie słychać. Ludzie zazwyczaj myślą, że jak nie mówisz to również nie słyszysz i zaczynają w panice szukać kartki i czegoś do pisania, żeby ci pomóc. 

................

Wracając do Krakowa i rozmyślając o tej całej historii, która miała miejsce chwilę przed świętami i doszłam do wniosku, że czas trzasnąć sobie mocno w głowę, tylko jeszcze nie wiem gdzie, żeby zadziałało lub żeby właśnie przestało działać to, co działa zbyt intensywnie. Jeszcze nie doszłam z wykładami z kursu Anatomii funkcjonalnej układu nerwowego do tego gdzie w mózgu znajduje się obszar odpowiedzialny za działanie zdroworozsądkowe. U mnie chyba ten obszar został wycięty albo uszkodzony...

London, baby!

Wyjazd organizowany na wariata: bilety, nocleg, plan podróży. Nawet wygrzebałam Asiową Oyster card. 

"Agat, przyjedź do mnie na weekend, bo bilety do Londynu kupiłam".

Dwa dni gonienia za wszystkimi obrazami świata, dreptanie po ulicach, ścieżkach, ścieżynkach, wcinanie obiadu u krisznowców, pikietowanie z Greenpeacem, London Bridge, tube, Sasnalowe arcydzieła, bieg z przeszkodami w Tate Modern, gacie Rist, szukanie Chinatown, wkurwy o północy, obdarte pięty, rozmowy na Ealing Brodway, przeciskanie się między ludźmi na Oxford Street, zapach grzanego wina, głupie głupoty w Hyde Park Winter Wonderland, piwo w najbardziej oldschoolowej knajpie, rozmowy z babcią klozetową w kibelku i nocleg w stylu uchodźcy na lotnisku.






 







 


Było super - oby więcej takich przygód! 

Zakochałam się w Kacprze. Póki co, sis nie podejmuje się próby namalowania. Poczekam do urodzin.