Falling slowly.

Czasu trzeba, spokoju, poukladania. Kilka postanowień, które są dla mnie ważniejsze niż postanowienia noworoczne. Ten rok zaczął się intensywnie i póki co, nie traci na tempie przewrotności wydarzeń. Znów trochę się skaleczyłam. Ale jestem dzielna i wg metody "nawet fałszywa motywacja jest motywacją", nie wyję do księżyca tylko uśmiecham się do lustra, podnoszę kąciki ust do góry i mam poczucie, że już jest lepiej. 

Dużo we mnie złości, bezsilności, smutku. Staram się, by te uczucia mną nie zawładnęły. Właściwie to metoda Sedony mi bardzo pomaga, nawet już się zaczęłam żegnać z tymi natarczywymi emocjami. Ja nie jestem nimi, one nie są mną. Nie chcę się nimi dzielić, nie chcę  już więcej o nich pisać. Tylko jakaś mała cząstka mnie chce jeszcze w tym pobyć, poistnieć w tym poczuciu, trochę się posmucić, trochę samej siebie pożalić, poużalać nad sobą. 

Pozwalam, ale nie na długo.

Glen wie o co chodzi. Marzę czasem o tym, żeby się tak cała wykrzyczeć.