Calm down.

Spokojnie, spokojnie. Ale gdzieś tam nie mogę ogarnąć tego spokoju. Radko zgodził się (wstępnie) na Tristana. Bobby wyprowadza się ze mną. Cały dzień grzebię w komórkach bakteryjnych i ssaczych. Mój mózg domaga się wiedzy. Zadziwiające. I nawet nieźle mi idzie. 

Zbieram kartony i siaty do wyprowadzki. Sprawdzam połączenia z nowego mieszkania do wszystkich strategicznych kątów, ważnych z różnych względów. Szybki tramwaj jest prawie jak metro. 

A tak strasznie zatęskniło mi się dziś za moją ulubioną stacją metra, Place d`Italie...

Chciałabym mieć w nowym mieszkaniu sprzęt do słuchania muzyki i rzutnik do oglądania filmów.  I groszkowe albo różowe patelnie. Takie duże, do robienia paelli dla całej mojej krakowskiej rodziny zastępczej. 

Zbieram na dom. Ostatnio z panem Zbyszkiem grzebaliśmy w Google Maps, żeby sobie popatrzeć, gdzie są nasze wymarzone lokalizacje, jak się okazuje dość blisko :-)

Brak komentarzy: