Red red wine

Jestem jak wino nie starzone w beczce. Narowiste i nieokiełznane. 
Ostatnio dużo różu, ale grzane czerwone dobrze rozwija kompetencje interpersonalne. A z cynamonem, imbirem i goździkami - delicje wieczorne. 

Nawet kawę teraz tylko z miodem i ze słodką masalą. 

Z pierwszym maluchem pożegnam się już jutro. Czarnuszka już coś przeczuwa - siedzi cały czas na kolanach i pomrukuje ostatnie mruczando. Koty to jednak mądre są. 

Pięć kotów zjednoczonych

Montana, Indiana, Maine, Jersey, Iowa. Montana i Indiana to 2 Rudaszki, Jersey to Whiskas, Maine to Czarnuszka, a Iowa to Białuszka. Wszystkie siedzą na kolanach, pozwijane jak mruczące pędraki. 

Życie bez kleksów

Kupiłam mamie "Nasz mały PRL". Powiedziała mi, że mimo iż sobie zaplanowała czytanie tej książki w drodze powrotnej do Francji, to i tak zaczęła ukradkiem podczytywać fragmenty z ciekawości. Wczoraj na kolacji w Trufli strasznie się chichrała (lubię to słowo, ale nie jestem pewna czy istnieje w słowniku) przytaczając fragmenty które przeczytała. Myślę, że to będzie ciekawe porównanie - posłuchać o tym czy mamie podobała się ta książka i czy przeprowadzony eksperyment przez młode współczesne małżeństwo ją bardziej ją zaciekawił, rozbawił czy też zdziwił. Jedyne PRL-owskie wspomnienie z moich lat dziecięcych jest związane z obrazem...sklepu mięsnego. W miejscu gdzie jest obecnie biblioteka osiedlowa był tam w latach 80. sklep mięsny właśnie. Pamiętam szarobure lastryko, sraczkożółtawe ściany i ogromną przestrzeń z przesadnie długą ladą. I mam też obraz ekspedientek stojących bodaj w trójkę po drugiej stronie sklepowej barykady. Oczywiście, pamiętam też smak gumy Donald, gumy Turbo, oranżadki w proszku, której legenda powiada, że ktoś naprawdę ją rozpuścił w wodzie do wypicia. Myślę, że ten czas odcisnął na mnie kilka przyzwyczajeń, których raczej nie wyplenię - wybieranie zielonych, niedojrzałych bananów (bo taki ich smak pamiętam z dzieciństwa), zbieranie worków foliowych ("bo się przydadzą"), gumek recepturek ("bo się przydadzą"), skrawków materiałów, guzików ("bo się przydadzą"), wycinków z gazet z ciekawymi rysunkami, wzorami ("bo się przydadzą"). Zbieractwo w moim wydaniu nie jest chyba jeszcze chorobą, choć miałam taką refleksję po przeprowadzce na Pędzichów, że muszę rozdać/sprzedać/wyrzucić połowę tego co tu przywiozłam. 

Zaczęłam czytać w ten pierwszolistopadowy wieczór jakąś durną książkę i zatrzymałam się na jakimś wspomnieniu z dzieciństwa. O tym jak dziwnym trafem komuś przytrafiały się ciągle dziury w spodniach, tłuste plamy na koszulkach i kleksy w zeszytach. I na tych kleksach właśnie się zatrzymałam. Krąży w sieci mnóstwo grafik z serii "Czy pamiętacie?", na których widoczne są zrzuty ekranu z różnych kultowych kreskówek lat 90. oraz zdjęcia produktów, rzeczy, którymi się otaczaliśmy. Przywołują miłe wspomnienia i wprowadzają w nostalgię typu: "takich smaków już nie ma", "takich bajek już nie ma", "takich zabaw już nie ma". 

Najbardziej chyba mi się podoba grafika przedstawiająca ołówek i kasetę magnetofonową z podpisem "młode pokolenie nie wie, co łączy ze sobą te dwa przedmioty". Proste ;-)

No i kleksów też już nie ma.