Christmas song

Nie mogę już doczekać się świąt. Rodziców, leniuchowania, rozmów z przyjaciółmi, którzy są trochę bardziej na wyciągnięcie ręki. I świtu. Tego świątecznego. Czuję, że wobec tych spraw jestem nadal zbyt letnia. To trochę tak, jakby cały czas zdawać sobie sprawę, że było się kimś zupełnie niedoświadczonym, nierozważnym te kilka dni temu. Nigdy nie wiadomo kiedy się podejmuje tą najważniejszą decyzję, że On jest Tym najważniejszym i nic ważniejszego nie będzie. Że każda modlitwa będzie miała coraz więcej Boga w sobie, że się coraz mocniej tęskni, że się coraz pełniej doświadcza. 

Ciężki czas, dużo rzeczy, i jeszcze harcerstwo, i jeszcze końcoworoczne zobowiązania. Już nie mam siły i szukam po kieszeniach motywacji. Chętniej chodzę spać niż siedzę, by kończyć pozaczynane projekty. Oczy się same zamykają. Obecnie czerpię siłę z dobrych rozmów z przyjaciółmi i z modlitwy. Chciałabym mieć więcej samozaparcia do rezygnowania z rzeczy, które mnie za mocno obciążają albo do pilnowania terminów swoich zobowiązań. 

WIO mnie ciągnie w dobrą stronę, Wielki Szu też - skąd to wiem? Są tego owoce. Jakoś lepiej, spokojniej i bez większego lęku przechodzę przez ten płynny chaos. 

Padam na pysk, ale jutro znów rano polecę ze świeczką.


2 komentarze:

Unknown pisze...

nie mogę przestać słuchać tej piosenki...:*

Mag pisze...

Ja też. To jest super, że mój "TOP 5" zespół stworzył tak niesamowity utwór o Tym, który najpełniej uczy miłości. Love, love, love...