My Blueberry Nights

Nie podładowałam baterii, tak jak chciałam. Nie odpoczęłam sobie, nie wyspałam się tak jak chciałam. Ostatni tydzień  zeżarł mnie całkowicie. Mam dodatkowo totalną demotywację z powodu pracy i zeszłotygodniowego zlecenia. Odwieczne pytanie "mieć czy być". Jestem wypruta z sił witalnych, jakichkolwiek. Mam problem z wejściem po schodach do siebie do domu. Idąc dziś na spacer doszłam do Placu Szczepańskiego i weszłam na kawę do Charlotte, bo myślałam, że zemdleję na Plantach. 

Nie bardzo mam pomysł jak się podładować. Nie mogę iść biegać, bo nie mam na to po prostu fizycznie siły, spróbuję w przyszłym tygodniu.

Jedna smutna rzecz jeszcze. Kiedy mnie nie ma u siebie, nikt mnie nie szuka. Nie wiem, czy już rozpierdoliłam absolutnie wszystkie bliższe mi relacje, czy generalnie ludzie/tzw. przyjaciele już mają w nosie co się dzieje? Czy to faktycznie jest tak, że jak jest źle i potrzebuję atencji, to lepiej mnie omijać szerokim łukiem, bo przecież nikt nie lubi smutnych ludzi? Nie rozumiem.

Przykro.

E: So what's wrong with the Blueberry Pie?
J: There's nothing wrong with the Blueberry Pie, just people make other choices. You can't blame the Blueberry Pie, it's just... no one wants it.

Jak ktoś do mnie nie przyjedzie i nie wyłączy mi laptopa w domu, to za jakiś tydzień będę znała na pamięć wszystkie teksty z Happy-Go-Lucky, My Blueberry Nights i jeszcze kilku innych przejebanie dobijających filmów. 

I dwa pozytywne komentarze z zeszłego tygodnia, wszystkie, o dziwo, facetów: 
"Da się czasem z gówna ukręcić bicz, nawet niezły. A ten bicz, Magda, to będzie shine like a diamond."
"Po co udajesz, że jest OK, skoro nie jest. I tak widać, że nie jest. Bądź prawdziwa."

A ja zamiast jagodowego ciasta mam słoik czekolady. Dziś się przyznałam P., że w szafce został mi słoik czekolady i karma dla kota. Powiedział, że z tą kocią karmą to mogę się pozytywnie kiedyś zaskoczyć...


Brak komentarzy: