Made of ticky tacky

Będę pisać o głupotach i już. Nie chcę tu rozprawiać o nie-wiadomo-czym. Nie mam w planie pseudofilozofowania blogowego, nigdy z resztą nie miałam. Weekend był dość intensywny w ilości osób, które mnie nawiedziły. Póki co, jeszcze się zachwycam tym, że jestem sama, mieszkam sama i generalnie to moje królestwo. Jak syf - to moja tylko i wyłącznie wina. I nikt nie budzi mnie zapachem jajecznicy z kiełbachą i boczkiem. Rychu nikogo nie denerwuje i nikt nie rzuca fochem, że kot w domu. 
Był mini parapet party, była Wiśnia, chwilę wcześniej świętowanie poobronne Heleny, wódka na Hucie, szkolenie i spacerowanie po wszelakich dzielnicach Krakowa. i jesienny Zakrzówek. 

Czuję, że teraz by mi się przydał weekend po tych wszystkich wojażach i spotkaniach. 

Brak komentarzy: