Wolę bez

Nie chce mi się opowiadać ludziom o moim weganizmie. No bo po co? Żeby słyszeć "to co będziesz teraz jadła?", "pochorujesz się", albo bardziej kolokwialnie... "poebało"?
Wolę w takim układzie milczeć i po prostu odmawiać, gdy ktoś podsuwa mi pod nos "smaczny" kąsek, który mi nie odpowiada. Dziś skonfrontowałam moją dietę na Prusa. Spodziewałam się tych reakcji. Hel okazała się być najbardziej otwartą osobą i podpytywała co czym zastąpić i jak to działa. Reszta? Zdziwienie i tradycyjne argumenty: "jakoś ludzie jedzą mięso i nie chorują". 
Chyba jestem za stara na bitwę na argumenty i badania. Zrobiło mi się tylko ich żal, że nie dbają o zdrowie i wpierdalają kanapki zamiast sobie coś ugotować od czasu do czasu. I oczywiście klasyka: "nie mam czasu gotować". Smutne to, że ludzie w moim wieku mają totalnie w nosie to, jak się odżywiają. Są przekonani, że biegając, uprawiając sporty mogą utrzymać się w dobrym zdrowiu i że to jest podstawą zdrowego życia. W takim razie co z odpowiednim paliwem, by mieć energię do tych wszystkich aktywności fizycznych, do których żarliwie wszystkich przekonują? Przecież każdy kierowca wie, że jak wlewasz szajs do baku to ma to bezpośrednie przełożenie na spalanie podczas jazdy. 

Nieźle mi, póki co, idzie. Prócz niedzieli z burgerem z kozim serem to naprawdę jest PYSZNIE. Zaczynam się przekonywać do tofu, a ta dieta jest TAŃSZA póki co od wegetariańskiej! Jeszcze muszę sobie wymyślić jakiś sprzęt do pieczenia w mieszkaniu i będzie super. Chyba że się do kogoś wproszę z wypiekami do piekarnika :-)



1 komentarz:

nono pisze...

To jest ciemna strona weganizmu - te wszystkie rozmowy, zupełnie bezsensowne, jeśli ktoś jest mocno ograniczony /przyzwyczajenia, tradycję i wiadomości na temat żywienia od dziadkapradziadka/. Najgorzej, gdy kipi agresją jak kasza i groch, wtedy lepiej się nie odzywać. Ja przez te dziewięć miesięcy nauczyłam się żartować z tego tematu, zwykle na pytanie dlaczego odpowiadam - dlaczego Ty nie? I pozostaje mi życzyć szczęścia, bo gdzie tam zdrowie po pięćdziesiątce, gdy się człowiek warzyw boi, a owoce "je" w jogurcie przecież. No ale kto by się przejmował co będzie za dwadzieścia lat. Ja przyznaję - nie o tym myślę, ważniejszy jest dla mnie aspekt etyczny i ekologiczny - zdrowie i energia jest efektem ubocznym ;0) A znajomym BIEGACZOM proponuję książkę "Jedz i biegaj.." Napisał ją Scott Jurek.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=oDpOolPu_LM

stay vegan!